
Odpoczywam.
Odpoczynek sięga coraz głębszych pokładów.
W tym odpoczynku sięgam po zrywanie słowa “tak”, które wypowiadałam wiele razy, często wbrew mojej woli. Egzystencjalne wynurzenia, które sięga sobą prawieków mojej istoty, mojego istnienia.
Wielokrotność bezsilności , trawestowana na zgodę, której nie było. I tak , wymuszone istnienie przymus wewnętrzny , który sprzeciw wobec przemocy, wyraził w słowie “tak”, które nie istniało.
Powoli, w zarysach, pojawia się słowo “nie”.
Trzeba się tego uczyć , mówić, artykułować powoli, zaprzeczać, negować, istnieć.
Stawać się własną siostrą, Marią , która zasłuchana w słowa Jezusa, zapomniała o Marcie, swojej siostrze, która z materii usługiwała Jemu. A na próby zagadnięcia Go o to, dlaczego Marii na to pozwala, na to zasłuchanie, kiedy potrzeba czegoś materialnego, czegoś , co zaspokaja materialny byt, usłyszała: “Spokojnie Marto. Maria obrała najlepszą cząstkę , której nie będzie pozbawiona.”
Najlichsze, najmniejsze, najbardziej pozbawione buty , najmocniej będzie osadzone w Królestwie Niebieskim.
Kiedy pan Jezus był bity przed Ukrzyżowaniem ( nie można sobie wyobrazić wiekszego bólu) , kiedy był opluwany, bity i całkowicie zeszpecony – jak w Nim się dopatrywać Obrazu Bożego?
On to moje “nie” wziął na Siebie i nie przeraził się moim “nie”.
Ciężka jest ta moja zgoda na to, ale On się na to zdecydował. Na moje “nie”
Bo kiedy ja mówię “nie”, On mówi “tak”
Nie odwrotnie.